poniedziałek, 23 grudnia 2013

Opowieść wigilijna

Krzysztof Jaworski 

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA 

     Pewnego dnia, a był to najpiękniejszy ze wszystkich dni roku, Wigilia Bożego Narodzenia, pewien smutny chłopiec o nietutejszych rysach siedział pod murem kamienicy i chuchał w ręce zgrabiałe z zimna od trzymania kartki z napisem w niezrozumiałym dla siebie języku.
     Mróz był dotkliwy i przenikający, czas mglisty. Z perspektywy ulicy smutny chłopiec o nietutejszych rysach mógł oglądać jedynie buty miejscowych przechodniów tupiące o bruk. Przez wszystkie szpary i dziurki od klucza, zamki pojazdów czterokołowych, nieszczelne okna domostw, zabite deskami dziury w ścianach, krzywe podłogi, nie domykające się okna przedziałów kolejowych klasy I, jak i wszelkie inne miejsca, jakie tylko można sobie wyobrazić, wciskało się zimno i spłoszone buty szurały to tu, to tam, to w lewo, to w prawo, aby się cokolwiek rozgrzać w przygotowaniach do mającej nastąpić uroczystej wieczerzy.
     Tymczasem mały właściciel zsiniałego noska, którego kataru nie wyleczyłby żaden nowoczesny antybiotyk ani tym bardziej inne wytwory umysłów najdoskonalszej ze znanych nam cywilizacji, siedział po tej stronie ulicy, po której było najmniej ciekawie. O wiele ciekawiej było na przykład po drugiej stronie ulicy, gdzie błyszczała witryna sklepu, potwierdzającą miejscowy sukces ekonomiczny.
     Wiele szurających butów gromadziło się przed szybami witryny, małe buty ciągnęły duże buty, duże strofowały małe, żeńskie pilnowały męskich, ocieplane buty sportowe kopały się nawzajem. W odpowiedzi błyszczące wesoło światła okien magazynu rzucały niebieskawy odblask na blade twarze właścicieli. 
     Mróz wzrastał, mróz trzaskający, srogi. Smutny chłopiec o nietutejszych rysach zaszczękał zębami i pociągnąwszy aż do pasa końce wełnianego szalika z dziurami wielkości zaciśniętej pięści, skurczył się w sobie w nadziei, że zdoła zatrzymać trochę ciepła. Powiał wiatr. Kartka z napisem w niezrozumiałym języku sfrunęła na zmarznięty chodnik i pogardliwie odwróciła się do niego nie zapisanym miejscem. Wielka szyba wystawowa miejscowego sukcesu ekonomicznego wciąż mrugała cwaniacko zza ulicy. Za szybą prężyły się dumnie 59-calowe odbiorniki telewizyjne w niespotykanej dotychczas promocji.
     Smutny chłopiec o nietutejszych rysach też zamrugał oczami, żeby mu nie zamarzły. Miejscowe buty sprzed wystawy skakały w trupiej poświacie telewizyjnej, wyrażając radość, bo pewien dziwny pan ukazał się na ekranie 59-calowego odbiornika telewizyjnego i wskazywał strzałką śniegowe gwiazdki, mnóstwo gwiazdek, które pokryły sporą część ekranu, jakieś 38-39 cali. Miejscowe buty tupały coraz radośniej, a niektóre z nich już ciągnęły po chodnikach wysłużony sprzęt narciarski, zakupiony po atrakcyjnych cenach z wyprzedaży na giełdach u bogatszych sąsiadów. Bogatszym sąsiadom wysłużony sprzęt narciarski szybko się nudził.
     Na zakończenie swojego przemówienia pan ze strzałką zadał wszystkim telewidzom pytanie konkursowe: „co to jest śnieg?”, które tylko wzmogło radość i powszechne podniecenie. Do wyboru były trzy odpowiedzi, można było zadzwonić na koszt własny i wygrać trochę śniegu. Smutny chłopiec o nietutejszych rysach nie mógł zadzwonić, bo nie rozumiał pytania. Ale gdyby jakimś niepojętym zrządzeniem losu (była Wigilia, cuda się zdarzały) wygrał, to i co z tego? Nagrodę i tak musiałby przecież odebrać za okazaniem dowodu osobistego i książeczki wojskowej.
     Po wystąpieniu pana ze strzałką 59-calowy odbiornik telewizyjny w niespotykanej dotąd promocji zaprezentował ładnie ubraną i uczesaną panią o miejscowych rysach, która namawiała wszystkich ludzi dobrej, miejscowej woli do pomagania biednym, miejscowym dzieciom. Ładna i uczesana pani wydała na fryzjera tyle, że 100 chłopców o nietutejszych rysach mogłoby wyżywić się za to przez rok. Ale smutny chłopiec o nietutejszych rysach nie wiedział, co mówi ładnie uczesana pani, która mówiła coś bardzo ostrożnie, żeby puder nie poodpadał jej z miejscowych rysów, bo miejscowe rysy bez pudru były widać mało pociągające. 
     Mgła gęstniała i chłód stawał się namacalny, tak że można go było jeść. 
–      – pomyślał smutny chłopiec o nietutejszych rysach, niestety, w języku, którego nikt z miejscowych nie rozumiał.
     Rzęsy zaczęły mu przymarzać jedna do drugiej. No to spuścił wzrok i począł dłubać w dziurawym bucie, sprawdzając, czy jeszcze czuje swoje nietutejsze stopy. Ale od kolan w dół niczego nie czuł. Może to i dobrze?
     Miejscowi chłopcy o wesołych rysach przechodzili właśnie obok i kopnęli go parę razy dla rozgrzewki, ale ponieważ nie reagował, znudziło im się i pobiegli dalej. Gromadka gnała po ulicy, pokrzykując wesoło, obrzucając się w ten radosny czas petami niedopalonych papierosów, które bywają podobno przyczyną różnych groźnych chorób i dziur w ortalionowych kurtkach z kapturami. Młodzieńcy przystanęli dopiero obok budki z miejscowym przysmakiem – gotowaną kiełbasą na patyku. Kiełbasę chłopcy dostali darmo, bo oto okazało się, że potrafią przesuwać budkę w miejscu, wraz ze sprzedawcą, wykazując się przy tym godnym pozazdroszczenia sprytem, jak i siłą fizyczną.
     Smutny chłopiec o nietutejszych rysach chciał westchnąć, bo tak mu było smutno, ale nie zdążył, bo zamarzł na śmierć.
     Zimne lusterka oczu po raz ostatni odbiły wystawową szybę miejscowego sukcesu ekonomicznego, telewizor 59-calowy w niewiarygodnej promocji i budkę z kiełbasami na patyku. Ostatnie tchnienie opuściło płuca i jako para wodna skropliło się na brudnej szybie.
     Była zima.
     Anioły zaczęły krążyć nad zwłokami jak muchy.
    Drogi czytelniku, jeśli spotkasz kiedykolwiek na swojej drodze trzęsącego się z zimna chłopca o nietutejszych rysach, a będzie akurat czas Wigilii, chwyci mróz i spadnie śnieg tak obfity jak nigdy dotąd, wyślij mu sms-a, niech wie, że o nim pamiętasz.
     Koszt sms-a 11 zł z VAT (w promocji).

Krzysztof Jaworski 


Krzysztof Jaworski, Opowieść wigilijna [opowiadanie], pierwodruk "Przekrój"  2001 nr 51/52, s.  30-31; przedruk: "Warzywniak i inne opowiadanie" (Wrocław 2009), s. 66-69.

A o historii Opowieści wigilijnej opowiem po świętach...

Rysunek z "Przekroju" (2001 nr 51/52) towarzyszący opowiadaniu, rys. Olaf Cirut [skan z kserokopii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz