niedziela, 28 lipca 2013

Śmierć Peipera

Andrzej Lenartowski,
jak głosi jego podpis "schyłek maja 1997"



Andrzej Lenartowski

śmierć peipera

I

manifest czyli księga kelnera

mitologia każdego czynu jest historią pieniądza Parnas 
zrównał się z wysokością lady sklepowej To ja wymyśliłem
i to prawo będzie obowiązywać Cała reszta musi się dopasować 
artysta to taki facet który posiadł sztukę dopasowywania 
najsprytniejsi dopasowali się w modern plebejski

dobrze wiedziałem co robię kiedy wymyśliłem moich dwunastu 
czytelników To dobra liczba do rozmnożenia na obie półkule
i jeszcze dalej Dla mnie plebs to było święto 
Widziałem ten wielki teatr tłumu Światła I cieni Postawiłem znak
równania między społeczeństwem a plebsem Nie słyszałem

jeszcze wtedy śmiechu mojego śledczego Po raz pierwszy zobaczyłem 
go w małej wiosce pod kujbyszewem To było moje
pierwsze jasnowidzenie Płynął przede mną pod postacią 
skrzydlatego oka Ale gdy wymyślałem plebs byłem ślepy 
nie wiedziałem że na końcu równania pojawi się gnom

wynikiem każdego równania jest gnom Dzisiaj wiem już 
o tym Kelner który wie wszystko i wie lepiej
taki burmistrz dwudziestego pierwszego wieku 
z ogromnymi cycami Coraz częściej śnią mi się 
rozdziały historii filozofii Ekspres do kawy a

teoria poznania Ontologia kelnerskich podwiązek
wuzetka czyli idealizm Albo agnostycyzm kuchennego zaplecza 
no i tak dalej Nikt nie prześcignie spółki
kelnerów i filozofów Krzyżówka mutant Wymysł
nowego wieku A jeszcze przecież się nie zaczął

II

żyd czyli ucieczka

uciekałem Pewnie że mogłem w inną stronę Za inną granicę 
czy to ważne dla żyda za którą granicę ucieka? I tak
trzeba będzie uciekać jeszcze dalej W przeciwieństwie
do granic ucieczka jest niepoliczalna I dziwię się że może mieć 
liczbę pojedynczą To wszystko może szczegółowo wyjaśnić

mój śledczy A gdy przeczytacie o mojej ucieczce nie wiadomo kim będzie 
może minie już czas kelnerów I fryzjerów Choć to chyba
niemożliwe Kujbyszew Jakucja Ładnie brzmi dopóki
znaczy tyle co plamka w dziecinnym atlasie Ale ja nie pamiętam 
nie najlepiej z moją pamięcią Lepiej zapytać śledczego

on też odpowie czy wolności potrzebni są poeci Co wcale 
nie jest antytezą że poetom potrzebna jest wolność Trzeba 
sprytnie uciec z celuloidowego pudełka To cała sztuka życia
i kiedy zaczną pytać dlaczego uciekałem tam właśnie Dlaczego 
wygłaszałem Dlaczego wstąpiłem Dlaczego podpisałem Dlaczego

zgodziłem się kiedy inni z godnością wyrąbywali Albo układali 
tory Albo kopali i wydobywali I jeśli udało im się To ciągnąc 
za sobą godność i śmierć tych którym się nie udało zdobywali 
zawieszali flagi Walczyli ze skorpionami i innym świństwem 
pisali wiersze o piaskach mazowsza A potem A potem

ale ja już spłonę w swym celuloidowym pudełeczku i nie będę 
musiał nic tłumaczyć I jeśli coś mnie jeszcze cieszy
oczywiście prócz dup i cyców kelnerek to to że nie będę 
musiał niczego tłumaczyć Że nie będę musiał
odpowiadać Że nie będę musiał wymyślać

III

oko czyli śledczy

harenda Akwarium wypełnione herbatą Pełno pływających oczu 
przychodzę tu incognito i udaję peipera Był taki ale ja nie pamiętam 
ogólnie lubię dupy kelnerek To bezpieczne zajęcie Najwyżej
można dostać w mordę lecz bez dalszych zobowiązań One na hasło peiper
stają się nerwowe a cycki trzęsą się im jak łąki verdun

to śmieszne ale są tacy którzy myślą że śledczy podąża śladem
mój śledczy jest prze żnie przede mną Wie nim ja wiem Unoszę szklankę
i widzę w pływających oczach że on wiedział wcześniej To jest właśnie
największy wynalazek dwudziestego wieku Reszta to barokowe 
ozdóbki Wracając do kelnerek Niby śmieją się a coś kombinują

był taki jeden Wiesiek ratyński Student Amatorską kamerą kręcił
o mnie film Wtedy tylko mój śledczy wiedział o technice video Ten student
pisał też pracę roczną o gniewnych szeptach To dobry tytuł 
na rok sześćdziesiąty ósmy Stałem w oknie i widziałem
jak płynie ku mnie oko tej amatorskiej kamery

zamknął mnie w pudełku na łatwopalnej taśmie
każdy ruch opisany Żadnej niespodzianki Chciałem to wytłumaczyć 
rudej kelnerce Ona zdaje się ma największe cyce
chyba nie zrozumiała bo nawet nie klapnęła tymi cycami
poszła do bufetu i doniosła Kelnerki bardziej kombinują niż fryzjerzy

a dla mnie to przecież sprawa życia i śmierci O ile można tak 
trywializować zagadnienie Świat stoi przecież nie na żółwiach
ale wspiera się na cycach kelnerek I na dupach To jasne i po co dodawać 
tak trudno wytłumaczyć że świat jest ogromnym akwarium 
pełnym pływających oczu A poza tym czekam na pożar w celuloidowym pudełku

IV

śmietnik czyli jak zabić żyda

lokaj w białych rękawiczkach jak nieświeża lilia Nie był
żydem ale to on był moim pierwszym poematem Zapalał światła Wnosił 
półmiski Lilie czuć było olejem Czosnkiem I soczewicą Tylko ja widziałem 
rozkwitające pod kremowa kamizelką cyce W porze herbaty pęczniały
jak jezioro z czającym się na dnie potworem Lokaj Mój pierwszy gnom Ale o tym

dowiedziałem się później W dzielnicach śmietników Znam wszystkie Bliższe 
i dalsze Zawsze to bardziej wykwintne niż bary mleczne Tyle niespodzianek 
lęku Nadziei I dziecinnego drżenia Śmietniki przypominają mi zawsze
lokaja w białych rękawiczkach Również rozkwitają jak nieświeża lilia
raz znalazłem między starym pudłem po radiu philips a zużytymi do granic

sztuki pończochami wszystkie tomiki przybosia I jak nie kochać śmietników 
odniosłem na skup makulatury Tylko tam dają gwarancję że zmielą Nie 
chciałem ani grosza Nie mam zaufania do pieniędzy Zawsze spogląda z nich 
czyjeś oko Zamiast oka dostałem broszurę jak zabić żyda I przez cały wieczór 
układałem poemat pod tytułem historia literatury polskiej I tak na przykład

satyra na leniwych chłopów czyli jak zabić żyda Albo krótka rozprawa między 
panem wójtem a plebanem czyli jak zabić żyda Lub też pieśń o sobótce
czyli jak zabić żyda Żywoty świętych czyli jak zabić żyda Monachomachia czyli 
jak zabić żyda Ballady i romanse czyli jak zabić żyda Sen srebrny salomei
czyli jak zabić żyda Pan tadeusz czyli jak zabić żyda I tak dalej Pozytywizm

i literaturę współczesną zostawiłem polonistom choć wiem że oni zawsze 
znajdą sobie zajęcie Na przykład widziałem jak w wychodkach
buwu przebierali się za kelnerów Piszą książki kucharskie
i rozprawy o sztuce podawania sosów I wszystko modern z plebejskim 
pierdnięciem A gnom roznosi herbatę i kasuje rachunki

V

koniec podróży czyli pożar w celuloidowym pudełku

każdy kiedyś się gubi Na jakimś tam peronie W podróży
z jakiegoś kraju do innego jakiegoś kraju Jeden pic cała ta podróż 
ale widzę to dopiero dzisiaj Tyle bezsensownych pytań
i jeszcze więcej odpowiedzi Tyle niepotrzebnego strachu 
odlatujących dróżników I sentymentalnych konduktorów

tony skasowanych biletów Straciłem orientację Dlatego zacząłem
z nabożeństwem podpatrywać kelnerów Nie dość że mają ogromne 
cyce to zawsze wiedzą najlepiej Dziwię się że ktoś tam budował 
lunetę Czy batyskaf Nie lepiej było od razu zapytać kelnera?
ale Bóg mi świadkiem że kiedyś miałem swoją walizkę I widziałem

wszechświat przypominał podświetloną grę geometryczną 
ulice Place Dużo kątów prostych I tłum jak rzut sześcianu
każdy ma swój klasycyzm Potem wszystko się gmatwa Poeci piszą 
że ciemnieje Teoretycy pieprzą coś o dekadentyzmie
ja się nie dziwię że do akcji musi wkroczyć śledczy

nie byle jaki Musi przynajmniej wiedzieć tyle co kelner

wiek dwudziesty przyszedł za późno i błysk wojny wydawał 
się wybawieniem Dwudziesty pierwszy za wcześnie
nikt nie przypuszczał że będzie tak wyglądał Skrzyżowanie
kaczora donalda z ochlanym miszą I monstrualnym okiem śledczego

nijakie bydle przeżuwające Inaczej to sobie wyobrażałem Rozumiem 
ten chichot śledczego Coraz samotniej w moim celuloidowym pudełku 
miał być pożar a tymczasem ledwo się tli W rachunku wszechświata 
żadna różnica Oko obraca się leniwie Coraz przestronniej
w moim pudełku Miał być pożar A tymczasem ledwo się tli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz